Karola w UK

Czas powrócić do pisania dopiero rozpoczętego bloga. Zaledwie 2 wpisy a już taka przerwa z mojej strony za co bardzo przepraszam.
Stety, niestety okres wakacyjny niesie za sobą wiele wyjazdów na zdjęcia i całe związane z tym urwanie głowy.

Nie tak dawno, bo miesiąc temu odwiedziła mnie w UK Karolina G. – z pozoru cicha i skromna osóbka 🙂 O początku naszej znajomości i przygodach
razem przeżytych opowiem przy okazji innego wpisu.

Już pierwszego dnia, kilka godzin po odebraniu Karoli z lotniska pognałyśmy po jakże obcych dla niej lewostronnych wąskich dróżkach do pierwszego miejsca, w którym spędziłyśmy przesympatyczne popołudnie i wieczór w otoczeniu dziesiątek mini szetlandów.
Pierwszym naszym modelem był pełen wdzięku ogier Collytown
Valentino, który pokazał swój temperament nie potrafiąc ustać nawet przez chwile szukając czujnym okiem klaczy 🙂

Obrazek

Po któkiej, ale pełnej głośnego rżenia sesji udałyśmy się na pierwsze z czterech pastwisk. W każdym stadzie znaleźć można było pełno fikuśnych źrebiąt. Maluchy te nie dość, że rozczulają swoją wielkością to były także niezwykle sympatyczne i przyjacielskie, dosłownie wchodząc nam na głowy. Obie w szczególności byłyśmy zafascynowane
jednym z nich. Widok tak ufnego i dającego robić ze sobą wszystko konia zawsze zwala mnie z nóg, a tym bardziej źrebaka… Malec śmiało podszedł się przywitać,
po czym dosłownie wchodził na każdą z nas. Karola już po 2 minutach miała małego natręta na kolanach.

Obrazek
Obrazek
Obrazek

Kiedy się od niego uwolniła malec przyszedł do mnie. Delikatnie próbując
co źrebak da ze sobą zrobić byłam zdumiona jak wyluzowany jest. Podnoszenie go za przednie nogi nie wywarło na nim żadnego wrażenia.

Obrazek

Położył się bez żadnego siłowania, po czym przysypiał z głową na kolanach. Nawet odwrócenie go całkowicie na grzbiet nie robiło na nim wrażenia – niesamowite!

Obrazek

Po takiej gimnastyce i podniesienie go na rękach wydawało się dla niego czymś zupełnie naturalnym.

Obrazek

I jak tutaj nie stracić głowy dla takiego maleństwa i nie zapragnąć własnego źrebaka, którego można od pierwszych dni tak ćwiczyć! Był on nadzwyczaj wyjątkowy, ale nie jedyny z tak śmiałych malców w tym miejscu – co chwilami było uciążliwe,
bo zamiast robić im zdjęcia poświęcałyśmy większość czasu na odganianie się od nich 🙂
Dzień spędzony w takim miejscu nasuwa myśl, że każdy kto uważa kucyki za złośliwe małe bestie powinien poznać szetlandy z Collytown Stud!

ObrazekObrazekObrazek

W bardziej chłodne, pochmurne albo nawet deszczowe dni spędzałyśmy czas na zwiedzaniu pobliskich miejsc wartych odwiedzenia – takich jak:
Cockington – zabytkowa, typowa angielska wioska pełna chatek pokrytych strzechą, z kwitnącym parkiem pełnym starych drzew, starych stajni i małym kościółkiem w iście angielskim stylu.

Obrazek

Dartington – kolejny piękny, potężny park na terenie którego znajduje się zabytkowa kapliczka i bardzo stary cmentarz, a także piękna szkoła artystyczna.

Obrazek

Brixham – nadmorskie miasteczko

Buckfast Abbey – przepiękny kompleks budynków z katedrą i ogrodami, o które dbają miejscowi Mnisi

Obrazek

Oraz oczywiście kilka ulubionych miejsc w Naszym Torquay 🙂

Kiedy pogoda zrobiła się łaskawsza wybrałyśmy się na wycieczkę do ukochanego przeze mnie Parku Narodowego Dartmoor.Jak zwykle miejsce mnie nie zawiodło, będąc obfite zarówno w grupy dziko żyjących tam szetlandów jak i oczywiście miejscowej rasy – kuców Dartmoor.

Obrazek
Karola przeżyła na początku taki sam szok jak ja – jak to konie mogą tak sobie po prostu wszędzie chodzić!? 🙂 Takie właśnie jest Dartmoor – mekka dla ludzi kochających piękne tereny i stada swobodnie żyjących sobie koni, które nic sobie nie robiły z ludzi licznie przybywających na teren Parku. Wręcz przeciwnie! Niektórymi z nich kierowała wpisana w końską naturę ciekawość. Można zbliżyć się do nich wręcz na wyciągnięcie ręki a i tak nie ingeruje się w ich codzienne rytuały.

Obrazek

Spędzam w Dartmoor naprawdę wiele czasu, ale za każdym razem coś mnie zaskakuje i spotykam nowe konie. Tym razem ku mojej uciesze odnalazłam stado z nieznanym mi do tej pory, pięknie umaszczonym ogierem.

Obrazek

Następnego dnia udałyśmy się do kolejnego miejsca, które zajęło szczególne miejsce w moim sercu – McCartneys Stud.
Steven i Julie jak na nich przystało przyjęli nas niezwykle ciepło i gościnnie. W pierwszej kolejności przed obiektyw poszły chłopaki, a wśród nich mój ulubieniec McCartneys Highland Prince przez wszystkich pieszczotliwie zwanym Cookie. Z resztą zarówno patrząc na niego jak i poznając jego wspaniały charakter można zdecydowanie stwierdzić że to imię idealnie do niego pasuje.

Obrazek

Po szalonych galopach ogierów przyszedł czas na obiad – Julie jak zawsze uszczęśliwiła nasze podniebienia i brzuchy! By spalić co nie co po jakże obfitym i smacznym obiedzie i deserze poszłyśmy wytarmosić źrebaki 🙂 Maluchy jak zwykle zamiast zająć się sobą wolały podglądać co robimy 🙂

Obrazek

W taki sposób zleciał nam kolejny wspaniały dzień. Był wyjątkowy nie tyle pod tym względem, że znowu miałam możliwość spędzić dzień w stadninie wspaniałych McCartneyów i pokazać ich niezwykłe konie Karolinie, ale dlatego, że tego dnia w końcu udało się zabrać mojego ulubieńca na plaże!
Zapakowaliśmy Cookiego do przyczepki i pojechaliśmy na plaże w Exmooth. Piękna i spokojna plaża, słoneczny wieczór i majestatyczny Gypsy Cob kroczący dumnie po plaży – taki widok wzbudzał każdego przechodnia w zachwyt!

Obrazek

Po krótkiej sesji przyszedł czas na jeszcze przyjemniejszą cześć dnia – pływanie z Cookim!
Jego spokój jest niezwykły jak na ogiera, a jeszcze bardziej szokującym był fakt, że ostatni raz ktokolwiek siedział na nim rok temu! Mimo tego wejście i przejażdżka w morzu na oklep nie były żadnym problemem i nie wzbudzały żadnych obaw. Jedyne co w myśli krążyło to słowa: co za wspaniały koń!

Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Światło zachodzącego słońca na plaży, mewy krążące nad głowami, garść potężnej grzywy w garści, chłodne fale obijające się o uda i ciepło końskiego grzbietu – takie chwile zapisują się głęboko w wspomnieniach! To był jeden z piękniejszych dni tego roku – dziękuję Steve i Julie!

Ostatniego dnia pobytu Karoliny zdecydowałyśmy, że wybierzemy się na wycieczkę do Exmoor.
Pogoda dopisała, ale konie nieszczególnie. Niestety w moim ulubionym miejscu  konie zabawiły się z nami w chowanego i pomimo długich poszukiwań nie udało się ich odnaleźć. Na szczęście piękne widoki na z wybrzeża na Kanał Bristolu pozwolił nieco ukoić rozczarowanie. W kilku kolejnych miejscach znalazłyśmy tylko garść kuców Exmoor. Stwierdziwszy, że już wracamy do domu wybrałam nieco inną drogę niż zwykle – na szczęście! Po drodze na horyzoncie ukazało się nam dość spore stado. Zrządzeniem losu spotkałyśmy przy tym stadzie jeszcze 2 innych fotografów. Jednego z nich znałam już wcześniej dzięki Facebookowi (pragnę dodać, że to fotograf z Niemiec) – jaki ten świat mały!

Obrazek

Niestety już po tygodniu Karola musiała mnie opuścić… Pragnę jej podziękować, że zachciała odwiedzić mnie w tym odległym od mojej dawnej rzeczywistości świecie. To był bardzo krótki ale obfity w wrażenia tydzień. Pełen śmiechu, żartów i niezapomnianych przeżyć.
Już nie mogę doczekać się naszego kolejnego spotkania w Sierpniu! Raz jeszcze dziękuję!


One response to “Karola w UK

Leave a comment